Nawijanie macronu na uszy
Ten zły radykalizm, brzydkie protesty, niesubordynowani "prowokatorzy" i pobożne życzenia wszelkiej maści moderatów.
Od ponad tygodnia we Francji gorąco. Myślę, że wiele z nas z pewną zazdrością patrzy na to, jak wkurwieni ludzie wychodzą na ulice, blokują transport, dostawy do stacji benzynowych i ścierają się z aparatem opresji, a na ulicach Paryża zalegają tony śmieci niewywiezionych wskutek protestu służb komunalnych. Przecież tam “wystarczyło”, że wiek emerytalny ma wzrosnąć z 62 do 64 lat, a u nas zapowiedzi podwyższenia do 67 lat ma główna partia opozycyjna i ulica nawet nie piśnie. Nie mówiąc o rekordowych cenach gazu, prądu i benzyny oraz porąbanych marżach. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że na naszym miejscu osoby z Francji puściłyby ten grajdołek z dymem.
Dlaczego? Bo możemy!
Wiadomo, jak to z wiekiem emerytalnym - produktywność społeczeństw rośnie, PKB rośnie, powinnyśmy pracować mniej i krócej, bo i tak eksploatacja planety jest zdecydowanie nadmiarowa, a wytwarzamy tyle dóbr, że i przy mniejszym nakładzie pracy można by było tym obdzielić wszystkich ludzi na Ziemi. No ale przecież nie można wprowadzić uczciwej redystrybucji, ludzie mają zasuwać coraz dłużej - w imię czego? Żeby ludziom żyło się lepiej, a elity zaczęły się dokładać stosownie do swoich horrendalnych zysków?
Tak oto Macron uznał, że ominie sobie pewne mechanizmy demokratyczne, dwa wota nieufności trafiły do kosza kilkoma głosami, bo po co kłopotać się opinią publiczną, skoro można wykorzystać przepis pozwalający praktycznie nasrać na ludzi?
Wywołało to słuszną wściekłość i reakcję związków zawodowych i nie tylko. Macron odrzuca wszelkie prośby i oferty związków zawodowych, które w tym wszystkim i tak są naprawdę grzeczne. Odpadła propozycja referendum, bo ludzie mają zapierdalać dłużej i koniec. W zasadzie wszelkie narzędzia demokratyczne i społeczne padły, strajki i blokady są brane na przeczekanie.
I tu do akcji wkraczają - że tak zacytuję Wyborczą - “dość radykalnie zachowujące sięgrupy protestujących” i “grupy zwołujące się spontanicznie, poza wszelką kontrolą i działające coraz bardziej radykalnie”.
Związkowi moderaci, czyli skąd my to znamy?
Wyborcza donosi, że “opinia publiczna źle reaguje także na nasilenie się agresywnych rozrób, wybuchających pod pretekstem protestu przeciw reformie emerytalnej“. Pozostaje zadać pytanie - co robić, gdy wszelkie mechanizmy demokratyczne zawiodły, a osoba, która miała reprezentować ludzi, zwyczajnie pokazuje im dupę?
Bo mnie intuicja podpowiada, że należałoby delikwentowi w tę dupę zasadzić kopa.
Zacznijmy od tego, że ludzie nie są głupi. Widzą, że wszystko drożeje, na te same produkty muszą wydawać coraz więcej, pracować na nie coraz dłużej, a bogacą się korporacje i ci na szczycie. Sześćdziesiąt cztery lata to wiek, by odpocząć, nacieszyć się trochę wolnym, zadbać o zdrowie. Tymczasem każe się ludziom harować więcej, dłużej - pod pozorem “utrzymania systemu emerytalnego”.
Związki zawodowe we Francji to i tak jest niebo a ziemia, gdy idzie o te polskie. Dość wspomnieć to, co opisywał Piotr Ciszewski w “Przemocy w protestach społecznych w Polsce po roku 1989“ - o łamistrajkach z “S”, moderowaniu nastrojów, a finalnie o odwróceniu się od ludzi głównych central związkowych.
Wyborcza ubolewa, że ludzie zwołują się sami poza auspicjami związków zawodowych i robią rozróby, są niegrzeczni, podpalają i rzucają przedmiotami. I jak dla mnie to jest dobry moment dla związków zawodowych, by wprost powiedzieć: to jest poza kontrolą, rozsierdziliście ludzi. Więc albo nasze żądania, albo to będzie gorzej.
Poza zmęczeniem po dziewięciu dniach protestów czuć też, że niektórzy chcieliby jak najszybciej wyciszyć “niegrzecznych” i usiąść do stołu. Tylko jak rozmawiać z osobami, które wprost deklarują, że nie będzie żadnych ustępstw?
“Agresywne rozróby”
Blokady to jedno. Strajki to drugie. Pytanie - ile wytrzymają związkowczynie, związkowcy, osoby zaangażowane w te “oficjalne” działania? Kiedy zacznie się przymusowe przywracanie do pracy, bo “destabilizacja”?
I właśnie dlatego tak bardzo potrzeba tych wkurwionych rzucających butelkami. Oni są odczuwalnym, widocznym i słyszalnym przypomnieniem - zróbcie im krzywdę, a to, co widzicie, to będą wakacje w porównaniu do tego, co się stanie.
Brzmi wywrotowo? Bardzo dobrze. Jeśli rządzący za nic mają wolę ludzi i wolą najbiedniejszym, najbardziej zaharowanym dokręcać śrubę niż sprawiedliwie opodatkować najbogatszych i od nich zacząć wszelkie refromy, to niech nie liczą na to, że ludzie będą milczeć.
Pozwolę sobie zacytować większy fragment: “Od tygodnia praktycznie codziennie wybuchają zamieszki i starcia z policją na ulicach wielu miast, w tym Paryża. Jest to zjawisko o tyle groźne, że są to akcje organizowane samorzutnie głównie przez młodych. Nie było ich specjalnie widać podczas ośmiu dni wielkich manifestacji i strajków pod auspicjami związków zawodowych, które dokładają starań, by na ulicach nie dochodziło do burd”.
To jest to, o czym wspomniałem wyżej - związki zawodowe boją się przypisania im “rozrób”, chociaż tak naprawdę trudno powiedzieć, czy wobec odrzucania wszelkich postulatów (“bo nie”) te “burdy” nie zagrzewają właśnie ludzi do walki, dając im przestrzeń do skanalizowania swoich emocji - w przeciwieństwie do grzecznych wieców. Pomyślcie sobie - wolicie iść, krzyczeć o tym, co Was wkurwia czy kilka godzin słuchać przemów Ważnych Panów?
Lękajcie się!
Będę to powtarzać - jeśli władza ignoruje ustalenia z ludźmi, którzy dali jej mandat (protesty i duży spadek poparcia to jest jednak pewien symptom), wykorzystuje wszelkie opcje, by z pozycji władzy zignorować mandantki, odrzucić wszystkie postulaty i prośby mandantów, to co pozostaje ludziom? Niewysłuchanym, skinieniem palca jakiegoś bufona zmuszonym do dłuższej pracy na rzecz tejże ignorującej ich władzy?
Kiedy władza czuje się bezkarna i nierozliczalna, odwala takie rzeczy. A kiedy ludzie się buntują - wysyła na nich opresyjne, zbrojne ramię. Tu nie ma dwóch równych stron jakiegoś konfliktu, tu jest cały aparat opresji zmuszający do podporządkowania się niesprawiedliwości przeciwko tym, którzy tej sprawiedliwości żądają, wraz z uznaniem i uszanowaniem swej podmiotowości.
Dlatego właśnie rozróbom na francuskich ulicach życzę samych sukcesów, solidarnośći, braku kapusiów i zrozumienia przez ludzi, że brz tych “burd” niewiele w historii ludzkości dobrego by dla nas było. To nie pokojowe, grzeczne marsze same z siebie jako jedyne zmieniają rzeczywistość. A jeśli władza używa przemocy - ekonomicznej czy zbrojnej - naszym prawem jest się bronić.